ZBLIŻENIA. Kluby Bezdomne

Pośród miast polskich, łącznie ze stolicą, największą ilością klubów piłkarskich chlubi się Kraków. Statystyczna potęga słabnie, kiedy przychodzi liczyć ich własne siedliska-stadiony, na których przychodzi im grać, trenować… Przy 50 zarejestrowanych i zgłoszonych do rozgrywek klubów, prawie co drugi, niestety, nie posiada własnego obiektu, funkcjonuje w roli kątnika. W ich budżecie koszty wypożyczenia placu do gry stanowią istotną wartość finansową, ograniczającą rozwój sportowy, utrzymanie zespołów młodzieżowych, rezerwy. Niekiedy funkcjonują jak efemerydy, pojawiają się w rozgrywkach i znikają, by ponownie pojawić się na horyzoncie…

Niekiedy przychodzi im konkurować bez szans z zawodowymi klubami w operacji wypożyczenia dostępu do jednostki treningowej u właściciela. Przykładem niech będzie Wisła ze swoim zapleczem młodzieżowym, dusząca się na własnym obiekcie. Do tego dochodzą klubowe i nie tylko klubowe akademie, żądne miejsca do treningu.

Typowymi, bezdomnymi, podmiotami krakowskiego futbolu jawią się Strzelcy, Bratniak, Dragon, Grom, międzynarodówka-Dragoons, nawet liczący się w ekstraklasie żeńskiej AZS UJ, rozgrywa swe mecze na boisku Prądniczanki… Zmodernizowany obiekt tego klubu pożądany jest przez wiele klubów, chociaż i tak bywa eksploatowany od świtu do nocy… Rosnące koszty gazu i prądu zapewne wpłyną na dodatkowe koszty utrzymania tych klubów, żyjących głównie z dotacji miejskich i darowizn przedstawicieli mikrobiznesu. Ważny to sygnał dla radnych miejskich i dzielnicowych, zwłaszcza dla tych drugich, dla których problemy piłkarzy dzielnicy dotąd nie były priorytetem.

*Nie tak daleko od Szymona Marciniaka…

Po zwizytowaniu kilku zawodów klas niższych, rodzi się lista spraw budzących zastrzeżenia i uwagi na temat odstępstw do regulaminu i organizacji meczów. Na tym tle optymistycznych ocen dostarczają uczestnicy spotkań, wobec których zwykle wszyscy mają pretensje. Myślę o sędziach. Ich praca i postawa zwyczajowo traktowana jest proporcjonalnie do klasy, która daje im zatrudnienie; pierwsza liga – pierwszorzędny sędzia, piąta liga – wiadomo, no, a klasa A, czy B – autsajderzy, patałachy… Tymczasem każde uogólnienie i uproszczenie ma swoje zaprzeczenie w realiach dolnych półek futbolu krakowskiego. Presji masowej widowni tu nie ma, aliści pojedynczy kibol potrafi arbitrom zajść za skórę, zwłaszcza że anonimowość nie ma tu miejsca i wszyscy wiedzą kto puszcza wiązankę wobec pana w czerni…

Nie ma tego folklorystycznego brania na linię wolontariusza z widowni, albowiem dyscyplina frekwencyjna na oglądanych meczach była bez zarzutu: trójki stawiają się w komplecie, dobrze przygotowane do arbitrażu. Nie ma typowych dla nieodległej przeszłości boiskowych bijatyk, dyscyplina jest przestrzegana, zwłaszcza wśród zawodników widać wielu zagranicznych zawodników wyznających bardziej luźne formy sędziowania.

Działaczowi, co to widział praktycznie wszystkie plagi sędziowskie począwszy od pijanego bocznego po przekręta ustawiającego wynik meczu z klubem „w potrzebie”, zastana rzeczywistość dodaje optymizmu. Dobre wrażenie wynoszę także z pracy obserwatorów. Ich właściwie rozumiana koleżeńskość wobec ocenianej trójki, unikanie paternalistycznych tyrad, a przede wszystkim omijanie w ocenie końcowej słynnej ósemki trójki po przecinku (8,3) – oto generalne wrażenie wyniesione z murawy i szatni sędziowskiej…

RYSZARD NIEMIEC

Hits: 0

To top