Jak parkować autobus?

Tak kochane przez nas słowo „sukces” przemierza teraz kraj wzdłuż i wszerz, zresztą w różnych wersjach. Jedni kładą akcent na historyczny aspekt sprawy, rzucając w przestrzeń magiczne hasło „36”, co automatycznie ma podnosić rangę wydarzenia. Inni objawiają radość mocno stonowaną, apelując, by obraz reprezentacji w Katarze ująć w rozsądne ramy. Jeszcze dla innych tematem zasadniczym jest to, czy w ogóle chcą takiego „sukcesu”. Należę do tej właśnie kategorii, jest mi on do szczęścia kompletnie niepotrzebny.

Piętnaście lat temu stwierdziłem, że Czesław Michniewicz zasługuje na nagrodę specjalną, w kontekście dyrdymałów o rombach, diamentach tudzież innych cudach ponoć piłkarskiego świata. Był wtedy trenerem Zagłębia Lubin i jego drużyna gdzieś zawieruszyła się na europejskim szlaku, skrupulatnie realizując plan Michniewicza, już wtedy trzymającego dłoń na hamulcu ręcznym. Jako selekcjoner Michniewicz pozostał wierny temu kanonowi. Ani trochę wyobraźni na „tak”, ani próby dania szansy piłkarzom, aby mogli uzewnętrznić indywidualne walory. W replice mogę usłyszeć, że Michniewicza broni wynik. Jednak za jaką cenę (wcale nie mam na myśli 30 „baniek” premii specjalnej)? Dokąd zajdziemy, jeśli programowo będziemy wpajać następnym pokoleniom, że futbol wcale nie musi być dla widzów? I dokąd byśmy zaszli, gdyby w 1974 identycznie jak Michniewicz podszedł do sprawy Kazimierz Górski, chowając się wraz z piłkarzami w okopach niemożności?

Głównymi zaletami Górskiego było to, że pozwolił kadrowiczom grać i zerwał z wieloletnim imperatywem poprzedników, iż poza Śląskiem i stolicą widnieją na futbolowej mapie kraju wyłącznie miejsca ziemi spalonej. Chciał i umiał podjąć to ryzyko, ogromną rolę odegrali choćby chłopcy z Mielca, któremu wystarczyło ledwie kilka sezonów, by z trzecioligowca przeobrazić się w mistrza Polski. Powie ktoś: zapominasz jakich piłkarzy miał Górski do dyspozycji! No właśnie, jakich? Ano na dorobku i na autentycznym głodzie sukcesu. Nie było nań żadnej gwarancji, ba, nikt na ten sukces nie liczył. Ale nawet gdyby wrócili z RFN bez medalu, to przecież coś konkretnego i tak po sobie by zostawili. 16 mundialowych goli (najwięcej z całej stawki) z koroną dla Grzegorza Laty włącznie i szczery podziw świata połączony z ogromnym zdumieniem. Ile celnych strzałów na bramki rywali oddaliśmy teraz w Katarze? Ile razy sforsowaliśmy w ofensywnych zamiarach linię środkową?

Jest co najmniej wskazane, aby dzieci Kazimierza Górskiego i osiem lat później Antoniego Piechniczka wraz z nimi nie obrażać poprzez dokonywanie wysoce nieuprawnionych porównań. Bo co się teraz zachowa w pamięci, przetrwa w mundialowych annałach? Hm, nie od teraz wiadomo, że do estetycznej strony medalu odnosimy się lekceważąco, z reguły mamy ją w d… To ślepy zaułek, nawet jeśli Michniewicz uważa inaczej. Jego doktryna, na szczęście, nie wydaje się groźna dla świata. Również w Korei, Japonii, Kanadzie, USA, czy Australii. Tam wszędzie finały mundialu to święto futbolu, rodzaj zbiorowej fiesty. Nam udało się, podobno, spowodować drżenia łydek u Francuzów. Wydaje się jednak, że poza autorem tej nader odważnej opinii, czyli telewizyjnym komentatorem, nikt inny jakoś tego nie zauważył…

Zbulwersowała postawa Roberta Lewandowskiego. Chyba już zawsze pozostanie piłkarzem, który z Polaków zrobił bezapelacyjnie największą karierę na międzynarodowym rynku klubowym. Ale też nigdy nie powinien być postrzegany jako najlepszy piłkarz w historii polskiego futbolu, jeszcze żyją ludzie pamiętający klasę Deynów, Lubańskich czy Bońków. Lewandowskiego jako personę drużyny narodowej kilkakrotnie broniłem w przeszłości, egzekutor pozbawiony takich podań jak w Bayernie zdziała niewiele. Od jakiegoś czasu z Lewandowskim dzieje się źle. Coraz bardziej stara się upodobnić do Davida Beckhama, który tym skwapliwiej troszczył się o image, im gorszym stawał się piłkarzem.

Powiedzmy wprost: katarski Mundial był w wykonaniu Lewandowskiego beznadziejny. O ile jeszcze można mu wybaczyć zmarnowanie karnego z Meksykiem, puścić w niepamięć wizerunkową klęskę w zderzeniu z Lionelem Messim w spotkaniu z Argentyną, to na postawę z Francuzami zgody absolutnie być nie może. To Lewandowski, jako lider i kapitan reprezentacji, powinien dać przykład, gdy pojawiły się okresy przyzwoitej gry drużyny. Zamiast tego, przy niemal zerowym wkładzie własnym na boisku, Lewandowski zabrał się żywo po końcowym gwizdku za udzielanie dobrych rad i wytykanie błędów drużynie. Powinien zacząć od wyznania własnych grzechów, najlepiej przy konfesjonale.

Na koniec rozwinięcie tytułu. Podpowiedział mi go bezwiednie Walid Regragui, ledwie od sierpnia selekcjoner reprezentacji Maroka, które nawet mimo ewentualnej porażki z Francją i tak już zrobiło na katarskim mundialu autentyczną furorę. Dzięki temu Afryka wreszcie doczekała się wejściówki do półfinałowej strefy.

Podobnie jak Michniewicz Regragui również postawił autobus w centrum dowodzenia. Skoro kierujemy taki zarzut do Polaka, dlaczego Marokańczyk ma być traktowany inaczej? Ano może, są ku temu konkretne podstawy. Bo jeśli już rozpatrujemy autobusową kwestię, to zasadnicze znaczenie ma jak ten autobus jest zaparkowany. Biernie czy aktywnie? Z jazdą również do przodu, czy aby za wszelką cenę tylko pozostać w zajezdni?

Osobiście zdecydowanie preferuję tę pierwszą opcję. W pięciu dotychczasowych meczach Maroko straciło zaledwie jedną bramkę, akurat samobójczą… Odważyło się ograć Belgię, Hiszpanię i teraz Portugalię, z którą na bazie perfekcyjnej defensywy z udziałem wszystkich piłkarzy jednak umiało wykreować groźniejsze sytuacje od przeciwnika.

Niemal każdy z podopiecznych Regraguiego, na bazie jego drobiazgowego w każdym szczególe planu, doskonale wiedział co ma na boisku robić. Czy da się to samo powiedzieć o załogantach Michniewicza z jego parku maszynowego?!

JERZY CIERPIATKA

Hits: 1

To top